Ze smutkiem informujemy, że 21. kwietnia zmarł Tomasz Kowalik. Urodzony w Warszawie w 1939 r., związany ze Studenckim Kołem Przewodników Beskidzkich w Warszawie od połowy lat 60. Tomek był dziennikarzem i pisarzem, zawodowo związany z górami i turystyką, niezwykle dla nich zasłużonym. Prócz tego był historykiem turystyki studenckiej, przewodnikiem terenowym, przodownikiem turystyki kwalifikowanej. Był autorem około 3 tys. publikacji prasowych, referatów, opracowań naukowych i monografii - publikował m.in. na łamach Politechnika, Barbakanu Warszawskiego, Stolicy, Płaju, Wierchach, Ziemii, Pracach Pienińskich i wielu innych. Był również autorem wielu publikacji SKPB Warszawa.
Odznaczony dwakroć: Złotą Odznaką Honorową PTTK i Medalami Mieczysława Orłowicza za zasługi dla rozwoju krajoznawstwa i turystyki, oraz za zasługi dla Turystyki Studenckiej, dwakroć medalem Za Zasługi dla Ochrony Środowiska, Zasłużony dla Dziennikarstwa Studenckiego, medalem Stulecia Turystyki 1873-1973, złotymi odznakami Zasłużony Działacz Turystyki, Zasłużony Działacz Kultury, brązowym medalem Za Zasługi dla Obronności Kraju, Złotym, Srebrnym i Brązowym Krzyżem Zasługi.
Pożegnanie Tomka odbędzie się w poniedziałek 28 kwietnia 2025 r. na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie o godz. 10.00, od Bramy Cmentarza Bródnowskiego od strony ul. Odrowąża.
Poniżej załączamy tekst Tomka pt. "Pierwsze kroki po Pirenejach", zamieszczony w kronice 50-lecia SKPB.
Nasi starsi koledzy byli pierwszą grupą polskich turystów górskich, którzy na przełomie lipca i sierpnia 1972 roku mieli okazję poznawać francuską część Pirenejów Wysokich. Było to możliwe dzięki organizowanej od 1970 roku bezdewizowej wymianie grup młodzieży studenckiej z Polski z ich rówieśnikami z Francji. Wymianę organizowało Biuro Podróży i Turystyki „Almatur”, wtedy jako agenda ZSP z francuskim Narodowym Związkiem Ośrodków Sportowych na Wolnym Powietrzu (UCPA – Union des Centre Sportifs de Plein Air).
Trafiliśmy w letnią pogodę, której słoneczna natura i promieniowanie odbijane od śniegu na znacznych wysokościach dawało nam się we znaki. Oparzenia utrudniały spanie, ale te na karku i rękach można było zapomnieć w czasie mozolnego kroczenia w górę typowym „ciurkiem” i na znanej też u nas „sapce”, czyli postoju na przewiewnej przełęczy, gdy posilaliśmy się mięsem pieczonego królika, bardzo ciekawie pachnącymi francuskimi serami pleśniowymi, sałatkami, owocami i białym pieczywem. Wszystko popijaliśmy zimną, krystaliczną wodą ze strumienia.
W różnych regionach Francji było ponad pięćdziesiąt ośrodków, a w samych Pirenejach trzy – Saint-Lary, Gourette i Barčges. Ten ostatni, był naszą bazą wypadową, a jest położony w walnej dolinie pod masywem Pic du Midi de Bigorre, w departamencie Pau niedaleko sławnego sanktuarium w Lourdes. Utrzymanie ośrodków zapewniała dotacja z francuskiego Ministerstwa Młodzieży, Sportu i Rekreacji, według standardu Francuskiego Związku Schronisk Młodzieżowych, podobnego Polskiego Towarzystwa Schronisk Młodzieżowych. Na działalność UCPA składały się turystyczne i sportowe, ale także badawcze programy edukacyjne, rekreacyjne 38 organizacji. Część kosztów ośrodków pomniejszali uczestnicy przez samoobsługę w stołówkach, bazach namiotowych w górach, utrzymaniu czystości w sanitariatach i zbiorowych sypialniach, tradycyjnie oddzielnych dla dziewcząt i chłopców.
Nasi gospodarze – ośrodek w Barčges mógł przyjąć jednocześnie 150 osób – mieli po raz pierwszy do czynienia z grupą zaawansowanych turystów z Polski, natomiast Francuzi w ogromnej większości byli na etapie poznawania gór, i to od razu dość wysokich. Wypada dodać, że w większości były to dziewczyny w wieku 18-30 lat, uczennice szkół zawodowych, asystentki medyczne, urzędniczki. Na szlakach były liczne okazje do sprawdzania przysłowiowej polskiej rycerskości. Tym bardziej, że niektóre z nich miały silny lęk przestrzeni, co na eksponowanych ścieżkach i polach wiecznego śniegu było niebezpieczne i kłopotliwe dla zaledwie dwóch zawodowych przewodników, na dwadzieścia osób w naszej grupie.
Pisałem to wspomnienie o naszych górskich sprawach w Pirenejach po trzydziestu pięciu latach od przedeptania zaledwie kilkunastu tras. Bo szlaków, takich jak nasze, tam nie ma, niektóre trasy wyznakowane są plamami barwnej farby lub białymi prostokątami z główką kozicy i literami PN. Z naszej, wówczas 7,5 tysięcznej w Polsce kadry czynnych przewodników, na pirenejskich 132 trasach znalazło się zaledwie kilkadziesiąt osób. Był to początek polityki polskiego „otwarcia na Francję” w wielu dziedzinach. I zaledwie po 3-4 latach wymiana między ZSP a UCPA upadła z banalnie prostego powodu – koszty naszego pobytu we Francji były nieporównywalnie mniejsze niż francuskich rówieśników w Polsce.
Miałem problem zasadniczy – po tak długim czasie nawet za pomocą fotografii nie sposób odtworzyć imiennego składu naszej grupy. W pierwszej „turystycznej pirenejskiej” – z nadzieją, że będziemy mieli licznych następców – uczestniczyli członkowie Studenckiego Koła Przewodników Górskich z Krakowa (m.in. Jan Dziura), Akademickiego Klubu Turystycznego z Wrocławia, Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich i AKT „Gronie” z Gliwic, Studenckiego Klubu Turystycznego „Fify” z Gdańska. W 1972 roku w pierwszej grupie „pirenejskiej” ze Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich byli Krzysztof Porada, Barbara „Kangur” Jankowska (Marczyńska), Szczepan Marczyński – zawodowy botanik był podziwiany za ogromny zapał i nieustanna pogoń z aparatem fotograficznym za każdą kwitnącą górską rośliną. Autor tego tekstu brał udział w pirenejskiej przygodzie jako członek koła i zarazem przedstawiciel redakcji Tygodnika Studenckiego „Politechnik”. Pismo znane było z licznych tekstów (także członków SKPB) o tematyce turystycznej, reportaży i dyskusji, z głośną i obfitującą w publikacje kampanią prasową „Odkrywamy powtórnie Bieszczady”, ale głównie ich ochronie przed pazernym zagospodarowaniem. W 1973 roku wędrowali po Pirenejach Bogdan Mościcki i Janusz Rygielski, w 1974 roku Jola Lemieszewska (Lipszyc) i Jan Bazyl Lipszyc.
Wieś Barčges leży na wysokości 1250 mnpm na północnych stokach w dolinie pod potężnym masywem Pic du Midi de Biggore. Do prac samoobsługowych, np. w jadalni, mycia naczyń po posiłkach czy sprzątania wieloosobowych pokoi, każda grupa delegowała swoich przedstawicieli. Cisza nocna od godziny 22 była „porą świętą”, tak jak we wszystkich pirenejskich schroniskach wysokogórskich, gdzie nikt nie miał prawa wchodzić w butach turystycznych. Na 2-3 dniowe wędrówki górskie z zapasem jedzenia w plecakach ruszaliśmy wcześnie rano, czasem autokarem dowożono nas do odległego punktu wyjścia na szlak. Górski dzień niemal niczym nie różnił się od podobnych wędrówek w naszych górach.
Podczas pobytu w Barčges opiekowali się nami francuscy „koledzy po fachu”, przewodnicy zawodowi, Gerard Chatelein – brodaty Francuz ze swoim dziewięcioletnim, synem Patrykiem, nieodłącznym partnerem na łatwiejszych szlakach i Marokańczyk, jego asystent-stażysta Mohammed, absolwent szkoły wychowania fizycznego, której wiceszefem był Jan Mulak, znany trener polskich lekkoatletów. Marokańczyk korzystał z każdej okazji, żeby uczyć się polskich słów, odmieniania przez przypadki, budowania zdań, opowiadania o sobie prostym, użytecznym na co dzień potoczonym językiem i polskich i słowackich piosenek. To Gerard zaskoczył nas zupełnie, gdy w schronisku nad jeziorem Gler wzniósł 1 sierpnia toast butelką wina i słowami „za Warszawę” przypomniał ważną dla nas rocznicę powstania.
Kolejne dni pobytu wypełniły wędrówki poczynając od doliny pod Pic d«Espade 2467 mnpm i przełęczy Col d«Ourdis na zachód od Pic Quatre Termes 2724 mnpm. Pierwszą noc spędziliśmy w bazie namiotowej i przy kolacji wokół ogniska. Była dobra okazja do pośpiewania. Kolejny dzień powitał nas gęstą mgłą. Doliną u podnóża Pic d«Astazou 2622 mnpm wypełnioną jeziorami, kwitnącymi kaczeńcami i rododendronami, weszliśmy na przełęcz d«Aubert 2498 mnpm. I do granicy ścisłego rezerwatu o tej samej nazwie. Potem obchodząc duże liczne jeziora pod masywem Pic de la Mourčlle 2679 m npm, po stromych płatach wiecznego śniegu, doszyliśmy do masywu Pic de Neouvielle, ale mieliśmy zakaz wspinania się bez lin i asekuracji.
Pod szczytem Pic d«Aubert jest ogromna stacja łączności satelitarnej, obserwatorium meteo, przekaźniki telewizyjne, z załogą około 300 osób. Można je oglądać z bliska dojeżdżając z Barčges. Jest to jeden z kluczowych punktów na etapach górskich wielkiego kolarskiego Tour de France. Okoliczne doliny i szczyty „uzbrojone” są w kolejki i wyciągi zaprojektowane przez inż. Pomagalskiego, który miał wzbogacić nasze góry w podobne urządzenia. Jednym z najbardziej atrakcyjnych miejsce w tej części Pirenejów jest Cirque de Gavarnie, zbliżony kształtem do kotła Morskiego Oka, ale bez jeziora na dnie za to z 422-metrową Grande Cascade i ogromnym parkingiem, straganami i tłumem znacznie liczniejszym niż w nad naszą „perłą Tatr”. Przyciąga ich biegnący tędy, choć niewidoczny południk 0 – robiło się jeden krok, żeby znaleźć się na zachodniej półkuli globu. W koronie kotła najwyższy jest Pic de Marbore 3248 mnpm, a na licznych ścianach wspinaczkowych można podziwiać z linami wielopokoleniowe rodziny. Kolejna atrakcja to przełęcz 2807 m npm legendarnego Rolanda, wyrąbana w skałach jednym cięciem miecza. Z wąskiej szczeliny roztacza się rozległy widok na południowe, łagodne, spalone słońcem, ubogie w wodę Pireneje w Hiszpanii.
Kolejna wycieczka była okazją po poznania wysokogórskiego zbiornika i elektrowni wodnej na rzece Arens, przetrawersowanie piarżystych i obłożonych wiecznym śniegiem stoków Petit Balaitous 2579 mnpm, i niestety tylko podziwianie Balaitous 3144 mnpm ale także grzybów lodowcowych. Stratę wspinania się w górę na Vignemalle 3298 m npm wyrównaliśmy ponad godzinnym zjazdem na butach po wiecznym śniegu do schroniska le Dormeur. W kamiennym schronisku Oulettes pod szczytem Pic de Oulettes 2760 m npm są tylko wspinacze, a do wnętrza wchodzi się tylko w specjalnych gumowych „kapciach”. Zaopatrzenie (głównie butle z gazem i piwo w puszkach) tylko za pomocą śmigłowca, który w locie powrotnym zabiera odpady w plastikowych workach. Niestety, wielokolorowe składowiska rozmaitych metalowych pojemników zalęgają opodal, co świadczy, że transport nie dziła za dobrze.
O tym, że Polaków nie brakuje i nie brakowało dawniej w różnych częściach świata, a więc i we Francji na pograniczu z Hiszpanią, przekonaliśmy się odwiedzając w Barčges Pierre Polonaise – Kamień Polski. Są w nim wykute wiele lat temu polskie nazwiska, zapewne emigrantów po powstaniach i wojnach, daty ważnych dla Polaków wydarzeń historycznych, a przy nich wizerunki symboli narodowych – polski orzeł i litewska pogoń.
Jeśli Czytelnikom, z Koła i nie tylko, starczy cierpliwości zachęcam do poznania moich wcześniejszych publikacji na temat wędrówek pirenejskich. Znajdą je w Tygodniku Studenckim „Politechnik” nr 29 (569) z 15 października 1972 roku – tekst „W okolicach południka 0” (pod pseudonimem Grzegorz Woroszyło) oraz w roczniku „Wierchy” 42:1973 tekst „ W Wysokich Pirenejach”.
Warszawa, marzec 2007 roku